W tym miejscu nigdy nie uda się zbudować lotniska z prawdziwego zdarzenia. Mówienie, że to miejsce na lotnisko dla powietrznych taksówek, to zwykłe mrzonki
Lotnisko w Dąbiu Szczecin zbudował w latach 20. ubiegłego wieku. Należało do sieci niemieckich lotnisk komunikacyjnych. Po wojnie, w latach 50., odlatywały z niego do Warszawy pasażerskie samoloty Li-2. W latach 70. i 80. prężnie działał tam Aeroklub Szczeciński - sport samolotowy i szybowcowy dynamicznie się rozwijał. W hangarach stacjonowały samoloty i śmigłowce lotnictwa sanitarnego. Po drugiej stronie lotniska bazowało kilkadziesiąt samolotów An-2, należących do Zakładu Usług Agrolotniczych. Każdego lata patrolowe Wilgi i gaśnicze Dromadery startowały kilka razy dziennie, strzegąc przed pożarami podszczecińskie obszary leśne. Po 1989 r. i uwolnieniu przedsiębiorczości z komunistycznych barier, na lotnisku w Dąbiu powstało jedno z większych polskich prywatnych przedsiębiorstw lotniczych Aerotech, założony przez nieżyjącego już biznesmena Janusza Kitę. Wszystko to jednak należy już do przeszłości i "se ne wrati". Czasy świetności lotniska w Dąbiu minęły.
Aeroklub ponoć liczy dalej ok. 250 członków zrzeszonych w pięciu sekcjach: szybowcowej, spadochronowej, samolotowej, mikrolotów, paralotniowej. Sęk w tym, że nie widać ich aktywności w powietrzu. Latanie jest sportem drogim, prywatyzacja gospodarki spowodowała, że za większość szkolenia kursanci muszą płacić ze swojej kieszeni, co ograniczyło liczbę zainteresowanych. Tak naprawdę widać tylko paralotniarzy. Aeroklub dochował się wprawdzie dwukrotnej szybowcowej rekordzistki świata, którą jest Marta Najfeld, ale ona rzadko lata w Szczecinie.
Firmy mające siedzibę na lotnisku w Dąbiu rozpoczęły exodus do portu lotniczego w Goleniowie. Przeniósł się Aerogryf (następca Aerotechu) oraz śmigłowce i samoloty Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. To nie przypadek. Większe, szybsze i nowocześniej wyposażone maszyny muszą współpracować z nowoczesnymi systemami naziemnymi, a takich w Dąbiu nie ma i nie będzie. W Dąbiu nie zmieści się pas startowy dłuższy niż tysiąc metrów. A minimalna długość pasa startowego dla współczesnych samolotów dyspozycyjnych (przy zachowaniu właściwych warunków bezpieczeństwa) wynosi nie mniej niż 1500 m. Nawet gdyby się znalazł inwestor, który chciałby wydać grube miliony na budowę betonowego pasa w Dąbiu, po prostu nie miałby gdzie go zrobić. W dodatku teren lotniska w Dąbiu jest podmokły. To torfowiska zalegające na piasku. Wznoszenie jakichkolwiek budowli na takim terenie jest niezwykle drogie. By istniejący hangar nie zapadał się, postawiono go na 18-metrowych palach. Nakłady na budowę i wyposażenie lotniska w takim terenie mogą sięgnąć dziesiątków, a nawet setek milionów złotych. Do tego trzeba dodać koszt zatrudnienia personelu niezbędnego do utrzymania portu lotniczego - to zwykle ponad sto osób. To wszystko generuje gigantyczne koszty operacyjne.
Trzeba więc otwarcie powiedzieć: w Dąbiu nie uda się nigdy zbudować lotniska spełniającego nowoczesne standardy. Mówienie, że w tym miejscu powstanie lotnisko dla samolotów dyspozycyjnych (air-taxi), którymi będą do miasta przylatywać biznesmeni, to zwykłe mrzonki. Powiem więcej - takiego lotniska nie potrzebujemy. Port lotniczy Szczecin-Goleniów w pełni zaspokaja potrzeby infrastruktury lotniczej szczecińskiej aglomeracji. 40-kilometrowy dojazd, który zajmuje 40 min, nie odbiega od powszechnie spotykanych na świecie standardów. Trzeba tylko jak najprędzej wybudować brakujące kilka kilometrów torów kolejowych i uruchomić kolejowe "wahadło", które zapewni szybki dojazd szynobusem z centrum Szczecina do goleniowskiego portu.
Niedawno miałem okazję obejrzeć najnowszy plan zagospodarowania lotniska w Dąbiu. Zarząd Szczecina na około jednej trzeciej terenu lotniska zaplanował budowę stadionu oraz infrastruktury handlowo-usługowej. Pozostałe dwie trzecie pozostawił aeroklubowi, obiecując jednocześnie naprawę zniszczonego systemu melioracyjnego. W lutym 2007 r. miasto dało Aeroklubowi gwarancję, że nie sprzeda całego terenu (w sumie 228 ha) pod obiekty handlowe, usługowe czy sportowe. Umowa przewiduje, że na potrzeby lotniska zostaną wydzielone dwie działki. Z pasa startowego nadal będą mogły korzystać małe samoloty sportowe. Uważam, że to wyraz nadmiernej troski o interesy aeroklubu.
Po co to wszystko? W imię czego pozostawiać ponad 100 ha doskonale zlokalizowanych gruntów do dyspozycji kilkudziesięciu zapaleńców? Teren lotniska, choć trudny do zabudowy, z pewnością lepiej mógłby posłużyć ogółowi mieszkańców Szczecina.
Innym ważnym aspektem jest sprawa bezpieczeństwa. Nie wyobrażam sobie, by obok stadionu pełnego kibiców odbywało się szkolenie lotnicze. Nie chcę nawet wyobrażać sobie, co mogłoby się zdarzyć w razie - odpukać - katastrofy lotniczej.
Aeroklub może być przeniesiony śladem innych firm lotniczych na lotnisko Szczecin-Goleniów. Niezbędne wydaje się tylko wzbogacenie infrastruktury lotniska w Goleniowie o nowy radar zbliżania, aby zmniejszyć możliwą separację między statkami powietrznymi w rejonie lotniska. Miasto, jeden z właścicieli spółki Port Lotniczy Szczecin-Goleniów, mogłoby sfinansować ten zakup nawet z części pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży gruntów byłego lotniska. Konieczne jest też dogadanie się z Agencją Ruchu Lotniczego w sprawie obsługi radaru, czy też doposażenie szybowców i samolotów aeroklubowych w transpondery. Z pewnością to lepsze rozwiązanie, niż szkolenie pilotów obok centrów handlowych i stadionu.
Cokolwiek powstanie w miejscu obecnego pasa startowego w Dąbiu, lepiej będzie służyć ogółowi mieszkańców Szczecina, niż lotnisko potrzebne kilkudziesięciu osobom.
*Autor jest inżynierem konstruktorem samolotów, ekspertem w dziedzinie szkolenia lotniczego
Czekamy na opinie
Czy Szczecin potrzebuje lotniska w Dąbiu? Czy warto w nie pakować pieniądze? A może lepiej zbudować na tym terenie coś zupełnie innego? Piszcie na: listy@szczecin.agora.pl oraz na forum: www.szczecin.gazeta.pl, dzwońcie pod nr tel. 091 481 83 00.
Źródło: Gazeta Wyborcza Szczecin
Dodaj komentarz